Czas najwyższy na podsumowanie

M: Już w domu od dwóch tygodni. Trochę jeszcze w tamtej strefie czasowej i niestety w tej pogodzie. Powrót poszedł w miarę gładko, 23 godziny od wyjścia z mety w NYC do wejścia do naszego mieszkania, w międzyczasie 3-godzinne przerwy w Amsterdamie i Berlinie. Na kontroli granicznej luz, w Ameryce nikt już nas nie sprawdzał a w Amsterdamie zirytował mnie tamtejszy celnik, który zapytał, dlaczego lecę do Berlina… w UE mogę se przecież latać gdzie chcę, nie? Lecieliśmy w nocy i planowałam spać ale było mi tak niewygodnie, że nie mogłam zasnąć, potem na lotnisku to samo i do samochodu w Berlinie wsiadałam jak zombie. Na szczęście w drugą stronę leci się krócej, teraz było 6,5 h także jakoś przeżyłam. W Poznaniu pojechaliśmy od razu po piesiełka, poznała nas, kamień spadł z serca, zabraliśmy ją do domu po czym zasnęłam na 14 godzin.

Ale przed pożegnaniem się z NYC trzeba było jeszcze parę spraw pozałatwiać, konkretnie nakupować prezentów i gadżetów na pamiątkę. Wybrałam się sama na podbój Manhattanu poszukać jakichś okazji. Łaziłam przez jakieś cztery godziny szukając czegoś, co wpadnie w oko ale nigdy nie byłam super biegła w robieniu zakupów, więc jakoś straszliwie się nie obkupiłam ale pierwszy raz miałam okazję w miarę sprawnie poruszać się po centrum NYC i nawet jednej zgubionej pani wskazałam drogę – nie jest trudno nauczyć się systemu numerowanych alei i ulic więc nie jest to wielki wyczyn. Byłam w sklepie zoologicznym szukać szelek dla pieseła, nie znalazłam, ale mile zaskoczyły mnie kotki do adopcji, które przesiadują sobie w klatkach w sklepie, można do nich podejść, pomiziać, poczytać o kotku, pogadać z opiekunem i jeśli będzie taka chęć, adoptować. Ach, kiedy w PL w sklepach zoologicznych będą zwierzęta do adopcji zamiast klatek z biednymi króliczkami i szynszlylami???

miciula do adopcji

miciula do adopcji

Wieczorem pochodziliśmy z J. trochę po Brooklynie, po tej południowej części, bliżej Prospect Parku, gdzie jednak jest jakoś ciszej i przyjemniej. W samym parku jakaś duża rodzinka robiła komuś urodziny i bachory biły się o cukierki z piniaty. Po drodze weszliśmy do chińczyka na obiad i nie wiem co mi do głowy przylazło ale zamówiłam dużą porcję jak ten ostatni debil zapomniałam w jakim kraju jestem. No i po raz pierwszy w życiu poprosiłam o spakowanie jedzenia do domu po tym jak ledwo wcisnęłam połowę.

porcja dla ogra

porcja dla ogra (to jest JEDNA porcja!)

Na ostatni dzień przed powrotem zaplanowałam ostatnie polowanie na prezenty na Brooklynie, J. zabrał się ze mną. Przeszliśmy 7 Aleją w górę wpadając do różnych sklepów, kupując różne pamiątki dla przyjaciół i dla siebie. Co ciekawe, byliśmy w jednym sklepie z koszulkami z motywem Brooklynu gdzie kosztowały one 12$ a kilkaset metrów dalej znaleźliśmy sklep z bardzo podobnymi gadżetami, gdzie t-shirt kosztował już 30 baksów… tak, tak tyle kosztuje dizajn, yhh. Podreptaliśmy do sklepu z używanymi winylami, myślałam, że coś se kupię a tu dupa otwarte codziennie oprócz… środy! WTF??!!!  Nic lepiej nie pociesza smutków niż słodycze więc dziarsko pomaszerowaliśmy dwie przecznice na wegańskie pączki, na które czaiłam się od początku a ciągle czasu nie było. Wzięłam zwykłego donuta z polewą czekoladową, J. wziął nadziewanego z polewą orzechową nooo i zdecydowanie polecam! Dunwell Donuts na Brooklynie, jak ktoś z Was kiedyś będzie chciał spróbować porządnych donutów to musi tu przyjść! Nie dość, że wegańskie, to jedne z najlepszych w NYC, tak głosił dyplom na ścianie. I bardzo ładne wnętrze.

IMG_1882 IMG_1884

Poszliśmy jeszcze do vintage shopu ale nie takiego hipsterskiego, chociaż na taki wyglądał, ceny okazały sie przystępne więc kupiliśmy kilka szmat, potem jeszcze szybko po używane książki, wzięłam „Orange Is the New Black” (kto widział seriał, wie o co biega) a potem truchtem do domu zostawić graty i biegiem z powrotem na Bushwick na kolację na starej mecie. Kupiliśmy oczywiście wódejro, Luksusową, bo innymi gardzimy i popędziliśmy na włoską kolację. Poznaliśmy kolegę, w którego pokoju kimaliśmy przez większość wyjazdu, pożarlim, popilim, Amerykany się nabomboniły jak stare bąki więc dość wczesną porą udało nam się złapać metro z powrotem. A jak zawsze nie mogliśmy tak po prostu pójść spać, ja zaczęłam kombinować jakby tu wydrukować karty pokładowe, J. coś nie mógł się położyć, trzecia w nocy i dzwonek do drzwi. Ja oczywiście sraka i lecę po J., żeby poszedł otworzyć. A tam dziewucha, co mieszka na samej górze, w stanie nieważkości, nie mogła drzwi otworzyć. Zaciągnęła nas do siebie, polała wódę (dżizas, ile można…) i pomęczyła bułę z pół godziny, po czym coś ściemniliśmy i poszliśmy do siebie. Ja świeżo po konsumcji nie mogłam zasnąć a pobudka o 9 także super.

A, i taki widok był na naszej ulicy.

tam daleko jest Statua!

tam daleko jest Statua!

Rano z bolącymi głowami ogarnęliśmy pakowanie, zrobiliśmy sobie jedzenie na drogę i bardzo skrzywieni wyruszyliśmy w drogę. O powrocie pisałam już na początku.

Chciałam jeszcze dopisać parę informacji praktycznych, gdyby ktoś miał się kiedyś wybierać do hAmeryki.

Wizę dostać łatwo. Kosztuje 150$, trzeba jechać do Wwy albo Krakowa. Zasada jest prosta, nie dają 1. bezrobotnym 2. karanym 3. tym, którzy już mieli wyjebkę z USA. Jeśli to Was nie dotyczy, będziecie przygotowani na spotkanie, to wizę powinniście dostać. Samoloty kosztują BARDZO różnie. Widziałam przedwczoraj do NYC za tysiaka w dwie strony ale w lutym. W lato nie ma co liczyć na bilety tańsze niż 2000 złotych, no chyba, że ktoś jest magikiem. Chatę najlepiej załatwiać po znajomości bo ceny zabijają zwłaszcza w NYC. Da radę znaleźć osobę, która akurat wyjeżdża w tym czasie, co wy przyjeżdżacie, z chęcią podzieli się kosztami czynszu. My zapłaciliśmy za pokój w NYC, którym mieszkaliśmy większość wyjazdu 500$ (za 3 tygodnie), co jest bardzo okazyjną ceną. Płaciliśmy jeszcze za pensjonat w Provincetown, tam jest drożyzna max, a szukalismy też późno, także niestety 165$ za noc ale da radę taniej ale raczej nie mniej niż 100$ w lato, jest tam hostel ale można tylko dzwonić, nie załatwisz przez maila więc nie wiem jak wygląda tam dostępność noclegów. Zawsze szukajcie hosteli, tam akurat był tylko jeden.

Transport autobusowy. Megabus można kupic za dolca z miasta do miasta ale trzeba polować na promocje (piszą o nich na Fly4free albo na Mlecznych Podróżach), jeśli będziecie jechać gdzieś spotanicznie to generalnie Megabus jest najtańszy ale pytajcie lokalsów o inne tanie linie, bo np w Bostonie wracaliśmy Lucky Starem, bo akurat był tańszy od Megabusa w weekend (25$). Autobus z NYC do Montrealu kosztuje 77$, pociąg 67$ w jedną stronę. Rejs na oglądanie wielorybów 40$.

W miastach typu NYC czy Boston od razu kupujcie tygodniówkę bez limitu na metro. W NYC kosztuje 30$, w Bostonie 19$, w Montrealu 25$ i naprawdę się opłaca. Pojedyncze przejazdy są mega drogie a w Nowym Jorku mogą Was spotkać chodzone przesiadki i jak trzeba zapłacić drugi raz w czasie jednej podróży to uj człowieka może strzelić.

Jedzenie i picie. Generalnie gotowanie w domu wychodzi najtaniej. ALE. Porcja dla ogra taka jak na zdjęciu wyżej u chińczyka, która spokojnie jest dla dwóch osób o rozepchanych polskich żołądkach kosztuje 8$. Zasada jest prosta. Albo pizza za dolca, albo jedzenie w Chinatown (to na Manhattanie) albo kupujcie u imigrantów, a to burrito, a to chińskie, wietnamskie, itd, u nich będzie najtaniej. I najlepiej w biedniejszych okolicach, nie ma się co czarować, że tam gdzie chodzą grube portfele, ceny nie będą przystępne. Jedzenie w sklepach nie jest złe, jest bardzo duży wybór warzyw i owoców, na mięsie się nie znam ale też mają dużo. Dla wegan – wiadomo – raj. I warto pochodzić po kilku sklepach w okolicy bo może się okazać, że w jednym takie np tofu będzie tańsze o 50 centów, a w innym tańsza będzie kawa, a w kolejnym warzywa. Duże opakowanie kawy (250 gr) można dostać za 3$ ale standardowo kosztuje 6$. W kawiarni można dostać kawę za 2 dolce ale raczej jest droższa (ok. 4$ jak w starbaksie), w niektórych dopłaca się za mleko roślinne. Co ciekawe, mleko migdałowe jest tańsze niż sojowe, kupujcie te większe kartony, litrowych się nie opłaca. Wóda jest tylko w monopolach, w spożywczakach jest tylko piwo (DUŻY wybór) i wino. Litr Luksusowej kosztował 17$. Piwo jest tanie tylko uwaga na lokalne browary bo potrafią być bardzo drogie (zależy gdzie, bo Amerykany mówią, że w Kaliforni wszystkie są tanie). W knajpach browar od 2 do 7 dolców, oczywiście może być droższe ale to już przeginka. Na koncertach na stadionach nie kupujcie piwa, 10 k…wa dolarów!!!!!! (Pamiętajcie, wszędzie ceny są bez podatku!).

Ciuchy – taniocha. Nowe dżinsy kupiłam za 8 dolców, w ciuchach używanych Levisów od groma, ceny od 5 do 10 dolców. Buty też tańsze. New Balance kosztują 65 dolców, są oczywiście droższe modele, ale mówię o takich, co w PL kosztują ponad 200 zł.

Ameryka nie jest droga, na pewno jest tańsza niż Europa zachodnia ale trzeba się trochę porozglądać, my trochę za dużo wydaliśmy na początku ale nauczyliśmy się na błędach i ja np nie wydałam całej kasy na wyjazd. Pamiętajcie, załóżcie sobie konto w dolcach, zazwyczaj nie kosztuje dużo, wybranie hajsu z bankomatu 1,50$, wypłacajcie tylko w bankach bo bankomaty w sklepach czy knajpach kosztują dodatkowe 3 dolce! Przy zakładaniu konta najlepiej kupić kasę w kantorze i wymienioną walutę wpłacić w banku bo banki mają straszne kursy walut. Kupujcie ubezpieczenie! Naszego kolegę złamany nadgarstek plus przejażdżka ambulansem kosztował 6000$ plus 1200 za każdą kolejną wizytę u lekarza. My kupiliśmy full pakiet w Hestii (leczenie do 500.000 zł + NNNW, zgubiony bagaż itd) i kosztował 350 zł. Nic się nie stało ale wolałabym nie mieć przed sobą wizji powrotu z rachunkiem na 30 tysięcy złotych.

Nic mi nie przychodzi już do głowy. Na pewno warto pojechać i zobaczyć. Osobiście, nie chciałabym tam mieszkać, za bardzo bolą mnie tak głębokie podziały społeczne i ogólna ignorancja. No i wizja pracy do śmierci, mam nadzieję, że tu jednak jakąś emeryturę będę miała albo sobie odłożę, tam, z tego co pytaliśmy, po 70-tce chodzi się do roboty. Ludzie są super mili, to na pewno wychodzi na plus w porównaniu z Polską, ale to mi nie wystarcza. I na pewno nie NYC, tam można dostać na łeb, miasto jest tak wielkie, że nie można się z niego wydostać i na dodatek brudno i głośno. Co innego Kanada, tam bym mogła zimować bez problemu 🙂 Pewnie polecimy jeszcze na zachodnie wybrzeże, wiza na 10 lat więc wypada skorzystać ale musimy to zaplanować. Oszczędzanie na ten wyjazd trwało 10 miesięcy także to nie takie hop siup.

Mam nadzieję, że miło Wam się czytało nasze wypociny, sorry, że tak późno piszemy podsumowanie ale w domu czas jakoś inaczej leci, pies chce na spacer, trening trzeba zrobić, serialik obejrzeć, obiad ugotować i się doba kończy. Żegnam widoczkiem na Manhattan z samolotu i polecam się na przyszłość. Buziaki!

IMG_1913

J: Nastał koniec naszej wycieczki. Było spoko, ale jakoś Ameryka „dupy nie urwała”. Zwiedzić polecam każdemu, jednak zamieszkać bym nie chciał, przynajmniej nie w NYC. Może w następnym roku uda się polecieć znowu, tym razem na zachód, Kalifornia i okaże się czy zmienię zdanie odnośnie USA. Chwilowo mam dosyć podróży po Ameryce, miesiąc jak dla mnie to stanowczo za długo. Pozdrawiam wszystkich, którzy śledzili nasze przygody na blogu. Do zobaczenia w Polsce!!

Otagowane , , , , , , , ,

2 thoughts on “Czas najwyższy na podsumowanie

  1. M&J, dzięki za zacne njusy i apdejty oraz niemal lajf kawerycz Waszej hAmerykańskiej przygody. Wuchta przydatnych informacji – jakbym się wybierała to już miljon rzeczy więcej wię; chociaż ja jako oficjalnie bezrobotna imigrantka wizy pewnie nie dostanę. 😉

    Polubienie

  2. Oraz lowe kicia, ofkors. 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz